Płakałam i śmiałam się. I w końcu odkryłam, co czyni mnie piękniejszą. Piłam i paliłam. I całkiem zużyłam moje siły. I ponownie staje na nogi, życie ciągle trwa. Słońce ciągle trwa. I Ty tu jesteś, trzymasz moją dłoń i się śmiejesz. Bo znasz mnie lepiej niż ja sama. Jestem w Tobie zakochana, mojego życia.
Proszę! Spójrz na mnie tak, jak 10 lat temu, kiedy to pierwszy raz pojawiłeś się w moim życiu! Spraw abym poczuła się tak cudownie jak w dniu ślubu lub wtedy, kiedy dowiedzieliśmy się, że będziemy rodzicami! Znajdźmy choć chwile tylko dla siebie. Pójdźmy na spacer…. Kiedyś tak bardzo to uwielbialiśmy…. Jesteś wspaniałym
Jestem otwarta, wierzę ludziom, daję im dużo swego zaufania, zapominając o strachu, że ktoś może mnie zawieść. Jestem wdzięczna za to, że mogę ufać ludziom, a to dlatego, że czuję się mocna w środku. 17. Jestem wdzięczna za talent. Nawet za to, że początkiem mojej drogi było złamane serce – za to też jestem wdzięczna.
Gdy w twym sercu znów gości trwoga. ofiaruj się Jej. Jeśli masz chwile smutne w swym życiu. powiedz to Matce e D H e (CH) Kiedy rozpacz rozdziera Twe serce. ofiaruj się Jej e D H e (CH) Matce która pod krzyżem stała e. Matce która się z Synem żegnała C. Która uczyć cię będzie pokory D.
Wszyscy są słodcy i kochający. Kiedy jesteśmy zły bez powodu, oni prysznic nas z prezentami tylko po to, aby nas uszczęśliwić. Mężowie to naprawdę wysłannicy Boga i anioły w ludzkiej postaci. Masz jednego z nich, to te wiadomości będą ci służyć po prostu dobrze.
Znajdujesz się na stronie wyników wyszukiwania dla frazy Szukam z tobą w moim życiu śladów Boga Maryjo. Na odsłonie znajdziesz teksty, tłumaczenia i teledyski do piosenek związanych ze słowami Szukam z tobą w moim życiu śladów Boga Maryjo. Tekściory.pl - baza tekstów piosenek, tłumaczeń oraz teledysków.
DZIĘKUJĘ ŻE POJAWIŁEŚ SIĘ W MOIM ŻYCIU. Autor: anna kwietniewska o 03:40. Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w usłudze TwitterUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest.
To ja dziękuję ,Tobie za to że pojawiłeś się w moim życiuchoć na chwilę.Dzieku Tobie wiem co znac zy kochać,nigdy bym nie pomyślała że się jeszcze tak zakocham,że odnajdę swoją
Tekst piosenki . Tak mało o życiu wciąż wiem czy z wiatrem mam biec, z uśmiechem budzić się pamiętam Twoją twarz,tak jakby przez mgłę Pamiętasz, byłam Twoja, jak nikt kochałam Cię Pracę mam i wszystko jest OK dzieci śpią, a ja uśmiecham się piszę wiersze w sekretnym zeszycie wiedz kochany: ułożyłam sobie życie
[Zwrotka 1]Nogi zranione od drogi (mam)Ręce zniszczone jak Rocky (dziś)Na życie mam piękne widoki (wciąż)Walka o swoje jak MowgliW wiele zakrętów wjeżdżałem
bDExB. Kordian "Królik" Sobierajski zmarł w nocy wczoraj w nocy, w środę, 5 listopada. Jego serce, zmęczone po kolejnym koniecznym zabiegu odmówiło posłuszeństwa. Nie chciało więcej bić. Lekarze zrobili co w ich mocy. Nie są jednak cudotwórcami, jak sam mawiał. Nie myślcie jednak, że się po prostu poddał. To serce było sercem wojownika. Bo tak naprawdę Kordian umierał od 7 października, kiedy to jego operacja nie powiodła się. Zaskoczył wszystkich lekarzy budząc się po 3 dniach śpiączki, gdy dawano mu prawie zerowe szanse na przeżycie. Walczył jeszcze przez prawie miesiąc. Wierzył, że się uda. Nadal miał marzenia i plany. Pomimo wielkiego bólu, jaki doznawał i wielkiego zmęczenia Przez ostatnie dwa tygodnie gasł w oczach. Samo serce, pewne zdarzenia w których oskarżał siebie o cudzą krzywdę nie dawały mu spokoju. Mimo to walczył, a niektóre dni były "cudem przetrwania", jak mówił. Nie każdemu mówił jak bardzo jest źle, jak to on, nie chciał nikogo martwić. Wszyscy jego najbliżsi jednak liczyli się z tym, co może się stać. I co się stało. Siły dodawały mu wszystkie dobre myśli od jego przyjaciół, miłość, która zakwitła pod tym chorym sercem w ostatnich miesiącach, o której również nie mówił głośno. Chciał, by wszystko rozkwitnęło z czasem. Okazało się, że czasu mu zabrakło. Kordian prosił mnie przed operacją, gdyż sądził już wtedy, że może umrzeć, bym w razie takiego wypadku to ja powiadomiła jego znajomych. Nigdy nie lubił odchodzić bez pożegnań, uważał to za nieeleganckie. Tak też chciał na wszelki wypadek pożegnać się i tutaj. Tuż po operacji chciałam usunąć ten tekst i oddać mu też kilka listów, które miała potem rozdać. Chciałam, żeby to był jakiś znak, że jednak się uda. Kordian wolał, żebym je zatrzymała. Tak samo jak nie zmienił hasła dostępu na bloga. Jakby wiedział. Bo, przecież, on zawsze wiedział. Liczył się z tym. Nie pozostaje mi nic innego, jak wypełnić jego wolę. Nie usunę oczywiście jego bloga. Niech pozostanie w sieci jako pamiątka fragmentów jego pięknego życia. Bo dla nas wszystkich, jego rodziny, jego przyjaciół, był cudownym człowiekiem. Człowiekiem, którego duchowe serce było o wiele silniejsze od fizycznego. Pamiętajmy go właśnie takim. Dla mnie i dla mojego męża był najwspanialszym przyjacielem jakiego mogliśmy mieć i najlepszym człowiekiem jakiego znaliśmy. Niech wędruje szczęśliwe w Krainie Wiecznych Łowów. Barbara, znana bardziej jako Frida Jeśli czytacie te słowa, oznacza to, że ja nie żyję. Czy można było zacząć banalniej? Jak we wszystkich przygodowych filmach i tych wyciskających łzy. Ale nie mam innego pomysłu na początek, zresztą, przecież nigdy, żaden początek nie jest zbyt oryginalny. Wszyscy rodzimy się krzycząc. Od tej reguły nie ma odstępstwa, w końcu wszyscy krzyczymy by zaczerpnąć pierwszego oddechu. Ostatni oddajemy światu z reguły w ciszy. Jeden z moich przyjaciół, Vincent ,który zmarł krótko przede mną, o którym często tu wspominałem, zapytał mnie kiedyś, czy to dlatego krzyczymy, bo życie jest kurewsko trudne, a jesteśmy tak cisi, bo śmierć jest spokojem? Nie umiałem mu wtedy odpowiedzieć. Nie mam pewności i teraz, pisząc te słowa. Ale tak, życie jest trudne. Życie, jego wybory jest trudniejsze, niż umieranie. Życie niszczy nas od samego początku, otula gryzącym powietrzem tuż po wyjściu z ciepłej wody matczynego łona. Życie uderza nas w twarz raz za razem, życie droczy się z nami, życie każe nam walczyć, nieraz każe nam krzyczeć i wić się. Ale to wcale nie znaczy, że nie jest piękne. Nie wiem, czy tam jest tak samo, choć nigdy w to nie wątpiłem. Teraz chociaż zaspokoiłem swoją ciekawość. Ale wy żyjecie. I nie zapominajcie, że właśnie życie, to które nieraz doświadcza nas wielkim bólem i cierpieniem, jakim dotknęło nieraz i mnie, jest piękne. Jest darem, największym darem, jaki otrzymaliście. Nigdy, przenigdy go nie zmarnujcie. Nie zmarnujcie czasu który jest wam dany na wybory które sprawią, że życie będzie jałowe. W waszym odczuciu jałowe. Bo to określenie ma wiele znaczeń. Odważcie się decydować na to, co sprawi, że wy, właśnie wy będziecie szczęśliwi. Nawet, jeśli tak wielu tego nie zrozumie. To między innymi właśnie chcę wam powiedzieć, ja, którego już nie ma w dosłowności w tym świecie- nie zmarnujcie życia. Bądźcie szaleni, bądźcie natchnieni, bądźcie odważni. Realizujcie wszystkie marzenia i nigdy, nigdy nie przestańcie marzyć. Ja marzyłem zawsze. Byłem nieraz szalony w tym, by tych marzeń dotknąć. Marzyłem pewnie nawet chwilę przed tym, zanim kazali wdychać mi gaz który prowadzi do krainy, jak się okazało, wiecznego snu. Marzyłem i zdobyłem się na odwagę. I powiem jedno- niczego nie żałuję. Niczego bym nie zmienił. Bo w swoim krótkim życiu, mimo wszystko, doznałem tak wiele. Nie chodzi o to, ile żyjesz. Ale jak żyjesz. Ja swoje życie lubiłem. Naprawdę lubiłem i nie chciałem się jeszcze żegnać, ale jak widać, nie było wyboru. Tak właśnie miało być. Ale miałem dobre życie, więc nie warto nad nim płakać. Płaczcie nad tymi, których ciała są sprawne, ale dusze zamrożone. Płaczcie nad tymi, którzy mają oczy szeroko otwarte, a nic nie widzą. Zajmijcie się żywymi i ich losem. O zmarłych nie trzeba się martwić. Zmarli mają się dobrze. Za nich nie trzeba się modlić. Modlitwy i ciepłe myśli trzeba kierować ku żywym. Zmarli są być może po to, by z ich dawnych ciepłych myśli korzystać, w nich się ogrzewać. Nasłuchiwać echa ich opowieści, w której było dobro. W tym, co dali wam kiedyś. Nie trzeba się o nich martwić nic a nic. Nie płaczcie nad tym, że ktoś nie żyje, zwłaszcza ktoś, kto w waszym życiu był tylko błyskiem, tchnieniem. Nikim tak ważnym, by zostawiać po sobie wielkie dziury. Nie płaczcie, dlatego że umarłem. Nie płaczcie, bo coś się skończyło. Jeśli cokolwiek dla kogoś tutaj znaczyłem, nie płaczcie. A cieszcie się, że w ogóle byłem. Człowiek nie powinien nigdy żałować, że coś stracił, kogoś stracił. Bo tak naprawdę nic nie należy do niego. Posiadanie to tylko ułudy. Wszyscy pływamy w oceanie, którego pieszczotę na naszym ciele możemy doceniać. Możemy śpiewać w nim głośno cudne pieśni. Ale nigdy nie oswoimy fali, możemy ją tylko ujeżdżać. Ale nie posiadać. Nikt więc nigdy mnie nie miał na własność. Być może, stałem się nieraz kolejną falą w czyimś życiu, tak po prostu. Jeśli przyniosłem z nią coś dobrego, cieszę się. I sam za to dziękuję. Jeśli coś zniszczyłem sobą, z całego serca przepraszam. Nigdy nie płaczcie dlatego, że ktoś odszedł z waszego życia. Czy umarł, czy złamał wam serce, czy po prostu poszedł w swoją stronę. Doceńcie tylko to, że mogliście go poznać. I dostrzeżcie też to, czego miał was nauczyć. Bo każde spotkanie jest też nauką. O własnym życiu. O sobie samym. Zresztą, nikt tak naprawdę do końca nie odchodzi. Wszyscy jesteśmy opowieścią, którą sami piszemy. Opowieścią, która kiedyś przeminie, w której zatrą się echa słów i piosenek. Przez jakiś czas jednak moja opowieść będzie żywa, moje słowa i dźwięki będą niosły się przez świat wraz z wiatrem, moje myśli nigdy nie zostawią wielkiej pustki. One się tylko oddalą. Będę we wspomnieniach które po sobie zostawiłem, w słowach które napisałem, w muzyce, którą stworzyłem. Będę śladem w oczach ludzi, którym podarowałem uśmiech. Będę snem w nocy, który wcale nie przerazi, który dobrze śnić. To wszystko będzie trwało, z czasem coraz mniej widoczne. Ale moja opowieść być może zbuduje inne opowieści, opowieści, którymi karmi się świat. Nikt z nas nie jest bez znaczenia i ja też nie byłem. Dodałem coś od siebie światu. Sam świat w sobie przecież nosiłem, w swoich kościach kości dawnych ludów, w swojej duszy gwiezdny pył wszechświata. I ty także to w sobie masz, ty, który czytasz jedne z moich ostatnich słów. Powtórzę ci, ja, głos zza grobu, który już nie ma czasu w tym dosłownym ciele- nie zmarnuj tego. Nie odejdę więc całkiem. Moja opowieść będzie niosła się echem, mam nadzieję, dobra opowieść, mimo wszystko. Jeśli jednak chcecie uczynić mnie nieśmiertelnym w świecie ludzi,według waszego czasu, nie płaczcie, nie żałujcie że mnie nie ma, choć nadal jestem w echach samego siebie. Jeśli chcecie uczynić mnie nieśmiertelnym, nie stawiajcie mi pomników, nie żałujcie niczego co było mną. Jeśli chcecie uczynić mnie nieśmiertelnym, śpiewajcie dla mnie czasem wesołe piosenki. Jeśli chcecie mnie pożegnać, napiszcie dla mnie wiersz, wypijcie dla mnie słodkie wino i zatańczcie pod księżycem. Wykrzyczcie do gwiazd, symbolu tego, co martwe, wykrzyczcie całą muzykę, jaką w sobie nosicie, wykrzyczcie moje imię bez żalu, pod tym niebem, pod którym przecież wszyscy nadal jesteśmy. Jeśli chcecie uczynić mnie nieśmiertelnym w oczach ludzi, nie płaczcie, a śmiejcie się. Bo jestem nadal opowieścią, która się dokonała, ale jestem opowieścią, w której nic nie brakowało. Ale ta opowieść nie miałaby nigdy znaczenia bez miłości. Będę w tchnieniu żywych, którzy mnie kochali i których ja kochałem. W tchnieniu tych, którzy nawet nie wiedzieli być może, że oddałem im kawałek swojego chorego serca. Zawsze, gdy patrzyłem w gwiazdy, były dla mnie wyjątkowe. Usłyszałem kiedyś o tym, że niektóre gwiazdy są martwe, wypalone, ale ich światło nadal do nas dociera. Z czasem słabnie, jak wszystko, z czasem ostatnie okruchy gwiazdy wracają do miejsc, z których pochodzą. Podobnie jest z miłością. To, że ktoś odszedł, nie znaczy, że nie ma miłości. Ona zawsze zostaje. Ona zawsze otula tych, którzy zostali. Rozświetla im mrok. Jak napisałem dość niedawno kiedyś komuś, jeśli bałem się jednego- to tego, że zostawię za mało światła. Tego, że nie świeciłem, nie ogrzewałem, nie płonąłem miłością na tyle mocno za życia, że to tak szybko się wyczerpie! Nie mi to oceniać. Mnie już nie ma. Ale wiem, że gdy żyłem, starałem się. Starałem się z całych sił, patrzyłem sercem i słuchałem go. Widziałem piękny świat, który kochałem. Widziałem wspaniałych ludzi, też w każdym z was po kolei, wspaniałych ludzi, którym zawsze chciałem dać trochę czułości. Czułość, moje ukochane oblicze miłości. Całe życie się starałem. W tym życiu było najważniejsze. I o tym też możecie pamiętać, o mojej miłości, treści życia. O miłości która wiruje w tańcu pod księżycem. I wy kochajcie także. Nie zamykajcie swoich serc przez uprzednie zranienia czy tęsknoty. Kochajcie zawsze, bo to jest to, co po was zostanie, jedyna rzecz, którą warto zapamiętać. Jak głęboko kochaliście. Bo ja kochałem. Kochałem. Kochałem. Kochałem. I tą miłość i wam zostawiam. Bo na mnie już czas. Na ostatnią, największą przygodę, z której już przecież nie wrócę. Macham wam na pożegnanie, ostateczne, Włóczykij w czarnym kapeluszu, Skrzypek na zapadającym się dachu, Indianin tańczący pod niebem. Ten, który kochał. Ten, który zawsze pamiętał o czułości. Żegnajcie.
TEKST ZAKUPIONY)Bo dla mnie życie ma Pomarańczowy smak Bo dla mnie życie jest Odwiecznym tańcem, w którym szczęście budzę swe Bo dla mnie życie drga W szalonym rytmie fal Bo dla mnie życie jest Odwiecznym tańcem, w którym burzę swoją krew Nie mówię jutro że za trudno czemu ja? Otwieram okna aby wleciał przez nie świat Układam z wyzwań i trudności autoplan I ruszam w życie pełną parą szkoda dnia! Bo dla mnie życie ma Pomarańczowy smak Bo dla mnie życie jest Odwiecznym tańcem, w którym szczęście budzę swe Bo dla mnie życie drga W szalonym rytmie fal Bo dla mnie życie jest Odwiecznym tańcem, w którym burzę swoją krew Nie szukam w życiu gładkich i szerokich dróg Zadowolenie z małych rzeczy muszę czuć Zawsze przed sobą ostrokształtny stawiam cel A każde słowo to, co robię ma swój sens Bo dla mnie życie ma Pomarańczowy smak Bo dla mnie życie jest Odwiecznym tańcem, w którym szczęście budzę swe Bo dla mnie życie drga W szalonym rytmie fal Bo dla mnie życie jest Odwiecznym tańcem, w którym burzę swoją krew